*Amy*
Spodziewałabym się
każdego, naprawdę każdego, ale nie jego.
Nie myślałam, że zdobędzie się na coś takiego jak
bezpośredni kontakt ze mną. Czułam się okropnie. Od dawna nie odczuwałam
strachu, bezradności czy lęku. W tej chwili to wszystko uderzyło we mnie jak
grom z jasnego nieba. Z rozmyślań wyrwał mnie śmiech słyszący z drugiej linii. Całkowicie
zapomniałam, że mój IPhone leży na podłodze. Spojrzałam na niego i z zawahaniem
go podniosłam.
-Halo – Chciałam to powiedzieć silnym głosem, aby wyczuł
tylko i wyłącznie obojętność, ale gdy tylko się odezwałam, gardło mi się
ścisnęło i nic więcej nie umiałam z siebie wydusić oprócz cichego westchnienia.
-No proszę, proszę, czyżby nasza mała wojowniczka bała się
odebrać ode mnie telefonu. – Po tym zdaniu wszyscy, którzy byli właśnie z
Harrym roześmiali się głośno.
No super jeszcze mnie
na głośnik włączył.
-N.. Nie boję się – Odpowiedziałam po chwili, ale nie wyszło
to za przekonująco.
-Skoro tak, to, czemu masz głos jakbyś się miała zaraz rozpłakać?
– Zapytał z wyższością w głosie. Doskonale wiedział, co się ze mną dzieję,
przez ten czas, kiedy byłam więziona płakałam codziennie, więc nie potrzebował
potwierdzenia, że moja psychika jest na skraju wytrzymania. Nie musi widzieć
mojej twarzy, żeby rozpoznać jak się czuję.
-Chyba trafiłem w sedno, co maleńka?
Nie odezwałam się, co uznał za zgodę i po pewnym czasie kontynuował.
-Posłuchaj, to, że uciekłaś to nic, ale tego, że mnie
postrzeliłaś nie jestem w stanie zapomnieć. Wplątałaś się w niebezpieczną grę,
która nie jest dla takich bezradnych, niewiedzących, co zrobić dziewuszek. Mam
pewną propozycję. Możemy zakopać topór wojenny. Umówmy się tak. Masz
trzy dni, żeby do mnie przyjść. Szczerze nie myślałem, że mnie wtedy
postrzelisz. Bardzo się pomyliłem. Patrząc na ciebie widzę dziewczynę, która
myśli, że może zrobić wszystko, że jest niepokonana, ale patrząc głębiej w te
niebieskie jak ocean oczy, widzę przestraszoną jeszcze nastolatkę. A więc do
sedna. Jeżeli do mnie dołączysz, myślę, że przydałabyś się, jako ktoś więcej, niż
zabaweczka na jedną noc. Widzę w Tobie potencjał dla pracowania dla mnie. To jak?
Wchodzisz czy decydujesz się na powolną i ciężką śmierć?
Wiedziałam, że wtedy pewnie uśmiechnął się w ten swój
cwaniacki sposób. Nienawidziłam tego uśmiechu, nienawidziłam tego psychopaty.
Co on sobie myślał, że nagle do niego dołączę? Chyba dziadek musiał konkretnie
upaść na głowę. Te wszystkie myśli spotęgowały we mnie moc, której na początku
mi brakowało. Teraz nie bałam się odezwać.
-Chyba ze mnie kpisz. Wolałabym spalić się żywcem, niż
kiedykolwiek współpracować z człowiekiem, który zadał mi tyle bólu. Będę miała
większą satysfakcję z tego jak już będziesz leżał martwy u moich stóp. –
Końcówkę powiedziałam z taką siłą, że nawet siebie zdołałam przekonać. Chwila
ciszy zapadła między nami po tych słowach. Myślałam, że może się rozłączy, ale
niestety myliłam się.
-Zabawna jesteś, no, ale dobrze grajmy w tą grę skoro tak
bardzo tego chcesz. Tylko pamiętaj ja tu rozdaje karty. – Odpowiedział z taką
lekkością, że przez chwilę myślałam, że on naprawdę uważa to za grę typu
monopoly.
- To się jeszcze okaże – syknęłam i chciałam się już
rozłączać, ale usłyszałam głos Harrego.
-Uważaj, komu ufasz. Nie wszyscy ludzie są tymi, za których
się podają. – Po tych słowach zakończono połączenie, a ja stałam jak wryta
patrząc się w ekran telefonu.
*Justin*
- Jeszcze po jednym stary nam zostało – Usłyszałem jak za
mgłą głos Ryana.
Siedziałem właśnie u niego na stołku przy wysepce kuchennej
i przyglądałem się jak rozlewa końcówkę naszej drugiej już 0, 5l. W mojej
głowie dosłownie już szumiało z nadmiaru procentów we krwi, ale jak to mówią,
kumplom się nigdy nie odmawia.
- Trzymaj – Chłopak wręczył mi kieliszek ulewając z niego
trochę. Co oznaczało tyle, że nie tylko ja lekko przegiąłem.
Wypiliśmy na raz całą zawartość kieliszka, po czym obydwoje
jak na zawołanie skrzywiliśmy się, czując ostre pieczenie w gardle.
-Justin chodź poszukamy jeszcze jednej. – Bez wahania
wstałem słysząc o kolejnej dawce alkoholu, ale wstać to jedno, a iść to drugie.
Przez chwilę stałem w miejscu, próbując złapać równowagę. W końcu mi się udało,
więc zacząłem iść w kierunku salonu Butlerów. Co, jak co, ale kolekcję win,
szampanów, albo po prostu czystych wódeczek mieli ogromną. Z wielkim trudem
doszedłem do kolegi.
-To jak, którą teraz bierzemy? – Zapytał lekko się chwiejąc.
-Może Finlandię?
-Świetny wybór przyjacielu, chodźmy – Ryan wziął ze sobą
butelkę i szybko skierował się do kuchni, gdzie przenieśliśmy się z imprezą z
jego pokoju.
-No to polewaj – Pogoniłem go nie mogąc się doczekać, kiedy
znów poczuję tą lekkość w sobie.
*Po wypiciu
Finlandii*
-Halo? Czy tutaj straż po.. Pożarna? – Czknąłem i czekałem
na odpowiedź po drugiej stronie.
-Tak, a co się stało? – Zapytał ze zdenerwowaniem strażak.
-J.Ja. Chciałem ZGŁOSIĆ! –
-No dobrze, ale co zgłosić?
- No m..m.moja styrta się pali! I już się zaraz dopali! – Krzyknąłem
zniecierpliwiony. Po co on mi zadaje tyle pytać, przecież słyszy, że zgłaszam,
a chyba wiadomo, CO skoro dzwonię na straż. Banda idiotów na tym świecie.
-Styrta? Ale gdzie dokładnie?
- No tuu. Musi pan jechać prostoo .. Hmm prosto i w lewo i
prosto i w lewo. Jak pan zobaczy rozjechane kwiatki to ja, t.to znaczy to
tutaj. Ale to nie moja wina, te kwiatki już takie były rozjechane. Słowo daję.
-Dziecko takie kawały to nie mi. My się tu zajmujemy
poważnymi sprawami.
-To s.. są poważne sprawy, jeżeli zostanie ze mnie popiół, a
jedyne, co ludzie będą po mnie pamiętać to to, jaki byłem zajebisty to
wyłącznie pana wina! – Odłożyłem słuchawkę telefonu stacjonarnego Ryana na miejsce
i poszedłem szukać kolegi. Nie mam pojęcia gdzie on się podział. Pamiętam
tylko, że strasznie szybko wybiegł i kierował się.. AA. Do łazienki no tak. Myślałem,
że zdołam dojść taki kawałek, ale chyba się przeliczyłem, bo po pierwszym kroku
od razu wyrżnąłem na podłodze.
-Ryaaan. Masz naprawdę piękną podłogę. A… a jakie śliczne
kwiatki na niej rosną. Chodź z..z..zobaczyć. – Myślałem, że za chwilę ujrzę go idącego
do mnie, ale jak zwykle nie mogłem liczyć na tego pacana. Minęło może jakieś 5
minut, albo więcej nie bardzo się orientuję w czasie i ponownie wstałem. Tym
razem lekko odbijając się od ścian doszedłem do łazienki. Otworzyłem drzwi i
spotkałem nikogo innego jak mojego ukochanego przyjaciela z głową w kiblu. Ten
to nie ma dobrze z alkoholem. Potrząsnąłem nim parę razy, ale spał jak zabity.
Nawet chrapnąć mu się udało jak przystało na prawdziwego pijanego mężczyznę.
-Dobra ignorujesz mnie w takim razie wychodzę i zostawiam
Cię sameego. Forever alone – Powiedziałem z wyrzutem, tupiąc nogą na końcu.
Postanowiłem, że się wrócę na moją kochaną kanapę. Tylko ona mnie jeszcze kochała
w tym domu.
Z wielkim wysiłkiem, ale w końcu do niej dotarłem. Nie miałem,
co robić, więc wybrałem jakiś numer w komórce i czekałem, aż ktoś wreszcie
odbierze.
1 sygnał… 2.. 3..
No kurwa ile można
czekać
-Słucham? – Wreszcie ktoś raczył odebrać.
-No nareszcie, myślałem, że prędzej Ryan się obudzi, niż
odbierzesz.
-No.. Sory? – Powiedziała ze zdziwieniem dziewczyna.
-Dobra do rzeczy. Nie mam, co robić, a tylko ty mi przyszłaś
w tej chwili do głowy Valerie.
-Przepraszam?
-Tak wiem, że byłem chamem zostawiając Cię po tym jak dałaś
mi dupy.. a.. ale chcę żebyś wiedziała..
-No słucham słucham – odezwała się dziewczyna i mógłbym
przysiąc, że wyczułem jad cieknący z tych słów. Ona nigdy taka nie była.
Dziwne.
-No żebyś wiedziała, że byłaś w tym świetna Val, i jak chcesz możesz
mi teraz obciągnąć, bo umieram z nudów. To jak? – Zapytałem będąc pełen nadziei.
-Chyba cię popierdoliło – Tym zdaniem zakończyła połączenie
i odłożyła telefon z takim hukiem, że aż mnie uszy zabolały.
-Nie to nie. – Odłożyłem telefon i nagle poczułem, że mi się
kręci w głowie, więc położyłem się plackiem na kanapie i chyba.. usnąłem.
*Amy*
Taka wkurwiona nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam. Odłożyłam
ten telefon z taką siłą, że prawdopodobnie ekran już dawno leżał w kawałkach,
ale teraz to mnie mało obchodziło. Nie dość, że głowę zaprzątało mi to, co
powiedział Harry to jeszcze Justin. Nie pomyślałabym, że on się może tak
zachowywać w stosunku do dziewczyn. Myślałam, że jesteśmy kimś więcej. W tej
chwili wypełniała mnie taka złość, że z trudem ktokolwiek mógłby mnie opanować.
Nie czekając dłużej wzięłam kluczyki, zarzuciłam na siebie kurtkę i udałam się
w stronę samochodu. Wnioskując po tym, że wspomniał coś o Ryanie wiedziałam, że
tam go znajdę. Wsiadłam na miejsce kierowcy, i odpaliłam samochód. Był we mnie
taki gniew, nawet nie jestem w stanie opisać jak się czułam. Nie tylko byłam wściekła,
ale też zraniona. Ten dzień jest po prostu najgorszy ze wszystkich.
Po 15 minutach byłam już na miejscu. Wysiadłam szybko i skierowałam
się do drzwi wejściowych. Chwilę odczekałam. Co ja mu powiem? On w ogóle
wiedział, że ze mną rozmawia. Założę się, że nie skoro mówił do mnie per Valerie. Przypominając sobie to poczułam
jeszcze większą odwagę i bez pukania weszłam do środka.
To, co zobaczyłam nijak równało się z moimi oczekiwaniami.
____________________________________________________________
No siemka ^.^ Wiem, że obiecałam wcześniej rozdział, ale tak wyszło. Obowiązki jak to mówią. Ale za to myślę, że następny będzie jeszcze w tym tygodniu ;)
Nie mam pojęcia kto będzie pisał następny rozdział. Czy ja, czy Ada. W każdym razie jeśli macie jakieś pytania to na aska możecie też pisać na twitterze
I Na prawdę byłabym szczęśliwa jeśli ten kto czyta skomentowałby nawet emotikonką.
Do następnego ♥ #Natt
1 komentarz:
:)
Prześlij komentarz