12 października 2013

#6

-Mówiłem ci, że Jeremy nie jest moim biologicznym ojcem, pamiętasz? – Pokiwałam delikatnie głową. – On pomagał mi i mojej mamie, kiedy mieliśmy naprawdę poważne problemy, które wiążą się z moim ojcem.
-Możesz mi o tym opowiedzieć.- Justin podniósł się do pozycji siedzącej i patrzył mi prosto w oczy.
-Nie wiem.- Mruknął cicho.
-Aye, wiem, że to trudne i że nie znamy się na tyle długo, żebyś mi w pełni ufał, ale chciałabym, żebyś to zrobił. Po prostu mi zaufaj. – Złapałam jego dłoń i kreśliłam na niej wzory.
Zaczynam wymiękać i zachowywać się jak zupełnie inna osoba. Co on ze mną robi?!
-On nas krzywdził.- Urwał. – Mnie, moją mamę, mojego brata.
O mój Boże. On nie jest wrogiem. On jest ofiarą.
Spojrzałam na niego z przerażeniem w oczach.
-Chcesz mówić dalej, bo jeśli nie, to cię nie zmuszam?
-Na początku bił mamę, kiedy był pijany. – Kontynuował, jakby nie dotarły do niego moje słowa. – Później bił też mnie i Jacksona. Nie radziłem sobie, byłem tylko małym gówniarzem, który nie może nic zrobić.  Najgorsze było to, że nie mogłem obronić ani mamy, ani brata. Później Harry przestał pić, ale jego zachowanie się nie zmieniło. Nadal się nad nami znęcał. Najpierw tylko bił, później robił inne rzeczy. – Znów urwał i chyba nie zamierzał kontynuować. Dokładnie rozumiałam, co miał na myśli. Dokładnie ten sam typ traktował go tak samo jak mnie. 
Wtuliłam się w chłopaka i siedzieliśmy w ciszy. Nie była ona męcząca, tylko potrzebna, żeby poukładać sobie wszystko w głowie.
-Jeremy nam pomógł od niego uciec.  Niestety Jackson był bardzo osłabiony przez to, co Harry robił i..- Doskonale wiedziałam, nie chciała żeby to była prawda, ale wiedziałam, co się z nim stało.-Nie udało mu się.- Poczułam nieregularnie unoszącą się klatkę Justina pod moimi plecami. Odwróciłam się do niego przodem i ujęłam jego twarz w dłonie. Po policzkach płynęły mu łzy.
-Wyglądam jak baba. – Próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł mu tylko grymas niczym nieprzypominający uśmiechu.
-Nie prawda, każdy ma prawo do łez. – Powiedziałam szczerze wplątując dłoń w jego włosy. Jęknął cicho pod wpływem mojego dotyku.- Ja też wiele ich wypłakałam. – Dodałam cicho.
-Opowiedz mi. – Prawie wymruczał, bo nadal błądziłam dłonią w jego włosach. Widać, że sprawiałam mu tym przyjemność.
Skoro on się przede mną otworzył, to też mogę mu zaufać. Teraz wiem, ze on nie jest moim wrogiem. On również jest ofiarą Harry’ego.
-Ten budynek, w którym dzisiaj byliśmy należał do twojego ojca, a ci faceci to byli jego wspólnicy.
-Tak.- Justin odpowiedział, choć to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
-On mnie gwałcił. Przetrzymywał przez 1/3 mojego życia.
Teraz to Justin spojrzał na mnie z przerażeniem w oczach. Zastygł w bezruchu i wpatrywał się w moje oczy próbując coś z nich wyczytać.
-Bardzo cię przepraszam, to musiało być okropne. Dlaczego ja cię tam zabrałem.- Końcówkę mówił bardziej do siebie.
-Spokojnie, skąd mogłeś wiedzieć. A tak poza tym, to było cudowne.
-Zaraz. –W jego oczach pojawiły się iskierki. – Wiedziałaś, że on jest moim ojcem?
-Na początku nie, ale później zaczęłam kojarzyć fakty. Miałam cię za wroga, ale teraz wiem, że nim nie jesteś.
-Wolałbym być antonimem słowa wróg.- Szepnął i zaczął zbliżać swoją twarz do mojej.
~*~
-Żartujesz?! – Wykrzyczała Care na pół kawiarni.- To całkowicie wszystko zmienia.
Tak, powiedziałam Caroline o wszystkim. Prawie o wszystkim. Pominęłam drobny szczegół- pocałunek, który swoją drogą był magiczny.
Ludzie dziwnie się na nas spojrzeli, więc dalej mówiła już ciszej.
-Nie wiem czy mam być szczęśliwa, czy wściekła. To urocze, co on dla ciebie zrobił, i że ci opowiedział o tak intymnych rzeczach, ale teraz nie mamy nic na Harry’ego.
-Coś na tego zboka na pewno się znajdzie, a poza tym, nie potrzebuję niczego, żeby po prostu strzelić mu prosto w serce.
-W sumie racja, więc się cieszę – Znów wykrzyczała i zaczęła się głupkowato uśmiechać.
-Do niczego nie doszło i nie dojdzie miedzy nami. Jesteśmy przyjaciółmi.- Powiedziałam stanowczo.
Dziewczyna zrobiła zawiedzioną minę i zaczęła zbierać swoje rzeczy do wyjścia. Zrobiłam to samo i po chwili wyszłyśmy ze Starbucksa.
*Justin*
-Stary, ona jest niesamowita. – Po raz kolejny mówiłem to samo mojemu przyjacielowi, który patrzył na mnie rozbawiony.
-Justin, chyba cię nie poznaję. Rozpływasz się nad jakąś laską, która pewnie nie da ci zbyt łatwo.
-Pierdol się. – Warknąłem i wyszedłem z domu Butlera trzaskając drzwiami. Wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon.  Za chwilę rozdzwonił się mój telefon.
-Nie chce mi się z tobą gadać, spierdalaj. – Już chciałem się rozłączyć, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie spojrzałem na numer i mógł dzwonić zupełnie ktoś inny.
-Przepraszam- Usłyszałem cichy szept dziewczyny.
 Kurwa
-Nie, nie, czekaj. Myślałem, że to kolega. To ja przepraszam. –Mówiłem na jednym wdechu.- Spotkamy się? Podjadę do ciebie za 10 minut, masz czas?
Usłyszałem śmiech Amy w słuchawce. Nic dziwnego, w końcu mówiłem jak opętany.
-Nie ma mnie w domu, podjedź do Starbucksa przy galerii, ok?
Odetchnąłem z ulgą i się zgodziłem.  Trochę głupio wyszło, jak zwykle.  Przy Starbucksie byłem po 5 minutach. Od razu zauważyłem Amy z jakąś koleżanką zawzięcie o czymś dyskutujących. Zabawnie to wyglądało jak Amy gestykulowała do wszystkiego, co mówiła. Wysiadłem z samochodu i podszedłem do dziewczyn.
-Justin.- Amy uśmiechnęła się i przytuliła mnie na przywitanie. – To jest Caroline.
Dziewczyna nieśmiało się uśmiechnęła, kiedy podawała mi dłoń. – To ja już pójdę. – Powiedziała szybko i złapała kluczyki, które rzuciła jej Amy.
-Jedziemy twoim samochodem gdziekolwiek mnie zabierasz. – Posłała mi chytry uśmieszek. Wiem, ze ona kocha mój samochód, z resztą ja też go uwielbiam.
-Może pojedziemy do mnie? Nie bardzo mam ochotę na towarzystwo innych ludzi.
-W sumie to ja też.
Otworzyłem Amy drzwi od strony pasażera i sam wsiadłem za kierownicę.  Jechaliśmy w ciszy. Było trochę dziwnie, więc sięgnąłem do włącznika, żeby włączyć radio, ale Amy złapała mnie za rękę.
-Nie. Tak jest dobrze.
Podczas reszty drogi nie zamieniliśmy ani słowa. Kidy dojechaliśmy, a ja perfekcyjnie zaparkowałem na podjeździe Amy wreszcie się odezwała.
-Przepraszam.- Szepnęła i zakryła twarz włosami.
-Za co? – Spytałem delikatnie kładąc rękę na jej kolanie.
-Wiem, że dziwnie się zachowuję, ale mój zmienny humor mnie wykańcza- Zaśmiałem się cicho.
-Choć głuptasie, jest okej. – Wysiadłem i otworzyłem jej drzwi. Zaprosiłem ją do domu i udaliśmy się do kuchni. –Masz na coś ochotę?
-Teraz na wszystko. Zjadłabym wszystko, co jadalne.- Zaśmiała się. – Och nienawidzę tego.
-To może oreo, żelki, pianki- Wymieniałem wyrzucając słodycze z szafki.
-Mmm, brzmi idealnie. – Wzięła ode mnie paczki a ja wyjąłem szklanki i sok pomarańczowy i udaliśmy się do salonu.
-Obejrzymy jakiś film? – Zapytała dziewczyna.
-Pewnie, wybierz coś, a ja zaraz wracam. – Wskazałem ręką na półkę z filmami i udałem się na górę. 
 Wyciągnąłem z szafy ogromny, puszysty koc z motywem pandy i wróciłem do dziewczyny.
-Lustra. – Wykrzyczała radośnie podając mi płytę.
-Włożyłem ją do odtwarzacza i usiadłem obok Amy przykrywając nas kocem.
-Nie, tak mi nie wygodnie. –Wstała i usiadła pomiędzy moimi nogami opierając głowę o mój tors.- O wiele lepiej.
Oglądaliśmy film i obżeraliśmy się słodyczami. Pomiędzy przerażającymi krzykami umierających ludzi na ekranie słyszałem ciche łkanie dziewczyny. Zatrzymałem film i odwróciłem ja przodem do siebie.
-Czemu płaczesz, co się stało? – Zapytałem wycieraj łzy z jej twarzy.
-Nie wiem, nienawidzę tego, to mnie kiedyś wykończy. – Łkała wtulając się we mnie.
-Pieprzone hormony. – Powiedziałem, na co ona się zaśmiała.
-Ugh. I to jak. Nudzi mnie już ten film.
-No to, co chcesz robić? – Zapytałem.
-Oj nie chciałbyś wiedzieć, co mi teraz przyszło do głowy.- Zaczerwieniła się.
-To dziewczyny podczas okresu są też bardziej napalone?
-Spierdalaj- Warknęła i rzuciła we mnie poduszką. – Nie masz serca.
-To bolało. – Powiedziałem –O tutaj. – Wskazałem swoje serce.
-Mnie też boli i nie marudzę.
-Już dobra, nie wkurzaj się tak. Wymyślę cos na ten twój ból. Poczekaj tu.
Wyszedłem z salonu i wybrałem numer mojej znajomej.
-Kim, co zrobić dla dziewczyny, która ma okres? – Zadałem bezpośrednie pytanie.
-Oo Justin ma dziewczynę, jak słodko. – Zagruchała.
-Nie mam dziewczyny – Warknąłem.- To przyjaciółka. No więc, pomożesz mi?
-Ok, obejrzyj z nią jakiś film, obżeraj się słodyczami, pogadaj.
-To już, coś więcej? Leki przeciwbólowe?
-Też, herbata, albo kakao, ciepły kocyk, termofor, ale nie na brzuch tylko na plecy.
-Dzięki Kimmy, jesteś wielka.
Pożegnałem się i rozłączyłem. Zabrałem wszystko, czego potrzebowałem i wróciłem do Amy. Dziewczyna, kiedy zobaczyła to wszystko w moich rękach uśmiechnęła się szeroko.
-Jejku Justin, jesteś cudowny.
-Wiem- Odwzajemniłem uśmiech.
-Może, choć na górę, tam nam będzie wygodniej.- Zaproponowałem.
-Okej. – Wstała z kanapy i owinięta kocem weszła po schodach, a ja zaraz za nią.
Usiedliśmy na moim wielkim łóżku, Amy wtuliła się we mnie, popijała herbatę i po prostu rozmawialiśmy.
-Przepraszam, że sprawiłam ci kłopot. Mogłam nie wychodzić dzisiaj z domu.
-Chyba żartujesz. Cieszę się, że tu jesteś.- Rysowałem wzory na jej brzuchu.

-Też się cieszę, że tu jestem.- Szepnęła.
_________________________________________________________
Za to, że tak długo musieliście czekać ostatnio, kolejny rozdział dodaję już teraz. 
#Muchlove #Ada

1 komentarz:

NEVER SAY NEVER pisze...

BOŻE KOCHAM, CZEKAM NN <3

Prześlij komentarz