05 listopada 2013

#10

*Amy*

Tydzień później
Czuję się okropnie. Minął tydzień. Jeden cholernie długi tydzień, który ciągnął mi się w nieskończoność. Przez cały ten czas wychodziłam z domu tylko i wyłącznie, bo jakieś drobne zakupy do spożywczaka. W końcu musiałam coś jeść, ale tak szczerze mówiąc nie miałam na to najmniejszej ochoty. Czułam się beznadziejnie. Nie mogłam poradzić sobie z natłokiem myśli, które codziennie mnie dręczyły. Jestem sama w tym pustym, szarym domu. Nikt nie nadejdzie mi z pomocą. Sama muszę się uporać z problemami. Tak to już w życiu bywa. Są wzloty i upadki. Ale czemu ja do kurwy nędzy więcej napotykam tych negatywnych stron. Czy życie nie dało mi już kopa w dupę? Czy muszę ciągle spotykać ludzi, którym nie mogę ufać? Chyba tak. Widocznie nie jest mi pisane kolorowe życie z rycerzem u mojego boku.
Moje rozmyślania przerwał dzwoniący telefon. Szybko wstałam z kanapy i podbiegłam do szafki, gdzie leżał mój IPhone.
Care.. Dawno z nią nie rozmawiałam.
-Halo – Powiedziałam, w tym samym czasie siadając z powrotem na moje wcześniejsze miejsce.
-No nareszcie usłyszałam twój głos, co się z tobą działo, myślałam, że już nigdy się do nas nie odezwiesz? –Spytała zmartwiona. Wiem, że naraziłam ich wszystkich na mnóstwo nerwów, ale ja nie umiem się przed kimś otworzyć. Sama muszę sobie dać radę. To niebezpieczne tak tłumić w sobie emocje, ale mi z tym dobrze.
-Care.. Nie musieliście się o mnie martwić. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
-W porządku!? – Prawie krzyknęła mi do słuchawki. – Czy ty uważasz, że siedzenie całymi dniami w domu, izolowanie się od ludzi i obwinianie siebie za wszystko jest w porządku?
-Nie robię tak
Kogo ja próbuje oszukać..
-Owszem robisz. Gdzie podziała się ta wredna suka Amy? Ta dziewczyna, która nie bała się nikogo, ani niczego? Dziewczyna, której jedynym celem było zemścić się na tym sukinsynie Harrym i doprowadzenie go do błagania o swoje życie?
Zapanowała chwila niezręcznej ciszy między nami. Nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Ona miała rację. Ta dziewczyna, którą teraz jestem to tak naprawdę nie ja. Musiałam wydobyć z siebie moje prawdziwe oblicze..
-Masz zupełną rację – Stwierdziłam, przerywając chwilę niezręczności. – Masz kurwa zupełną rację, nie wiem, co jest ze mną nie tak. Czemu ukrywałam swoje prawdziwe wnętrze przez tyle czasu i pozwoliłam, żeby zawładnął mną strach i poczucie winy. Care powinnam Cię teraz mocno ucałować. Uświadomiłaś mi bardzo ważne rzeczy.
- No nareszcie zrozumiałaś, powinnaś ze mną o tym pogadać już dawno – Powiedziała, a ja byłam pewna, że uśmiecha się teraz do słuchawki.



-Care? – Spytałam po chwili.
-No, co tam?
-Wiesz może, co u Justina? – Wiem, że nie powinnam o to pytać zwłaszcza, że pewnie nie wie. W końcu nawet się nie znali, ale myślałam, że mają go na oku ze względu na Harrego, więc co mi tam. Nic nie mam do stracenia.
-Tak się składa, że obserwowaliśmy go przez te parę dni twojej nieobecności i..
- I.. I co? –Byłam osobą strasznie niecierpliwą, więc mogłaby to uszanować i mi wreszcie powiedzieć.
- I nic – Powiedziała nonszalancko. – Robił to, co zwykle, oprócz tego, że chodzi jak przymulony. Pewnie przez cały ten czas, kiedy dzwonił do kogoś, a po chwili rzucał telefonem to byłaś ty. Wcale mu się nie dziwie. Wydaje mi się, że może mu na Tobie zależeć, więc nie bądź taka i zrób coś. Wreszcie znalazł się ktoś, kto jest warty uwagi. Ktoś, komu możesz zaufać. Tak mi się wydaje.
Oj Care Care, gdybyś tylko  wiedziała..
- Care.. Wiesz przecież, że jestem osobą, którą łatwo zranić. Raz mi podpadł i nie mam zamiaru tego powtarzać. Mogę ci szczerze wyznać, że wolałabym go więcej nie widzieć, chyba, że w sprawach biznesowych.
-Przykro mi, ale chyba jednak będziesz musiała się z nim spotkać.
Po tych słowach się rozłączyła.
Co jest do cholery? Jak to będę musiała się z nim spotkać?

Coś mi tu śmierdziało i to wcale nie moja kupa skarpetek, leżących tu od jakiś dwóch tygodni. Mówiąc Care, że nie chce go znać tak miałam na myśli. Osobiste sprawy muszę odłożyć na bok, a zająć się tym, co ważne. Czyli na złapaniu Harrego. To, co mi powiedział przez telefon, utkwiło mi w głowie i nie umiem tego od tak wymazać.

 

Uważaj, komu ufasz. Nie wszyscy ludzie są tymi, za których się podają.

 

Byłam wręcz w dziewięćdziesięciu procentach pewna, że chodzi tu o Justina, zwłaszcza, że powiedział to tak szyderczym tonem. Na pewno byli w jakiejś zmowie, a ja głupia dałam się omotać. Ale koniec tego.

 

Wstałam z kanapy i poszłam na górę wziąć prysznic, musiałam się odświeżyć i chwilę pomyśleć. Udałam się do łazienki zdjęłam ubrania i powoli weszłam do kabiny. Puściłam ciepłą wodę, wręcz idealną i po chwili czułam jak cała się odprężam. To było takie przyjemne ciepło, że szkoda było wychodzić, no, ale niestety kiedyś trzeba. Wzięłam malinowy żel, nalałam go sobie trochę na dłonie i zaczęłam go w siebie wcierać. Kiedy już byłam cała w pianie, spłukałam się i wyszłam. Opatuliłam się moim szlafrokiem i poszłam w stronę sypialni. Wyjęłam świeżą bieliznę i szybko ją na siebie założyłam. Nie wybierałam się nigdzie, ale jakoś chciałam wyglądać w miarę przyzwoicie, dlatego ubrałam na siebie obcisłe rurki, wciągnęłam w nie białą koszulkę z nadrukiem i na to założyłam czarną skórzaną kurtkę. Do tego zestawu świetnie nadawałyby się moje czarne szpilki, ale nie będę się katować chodząc w nich po domu. Przygotowana zeszłam do kuchni. Nie jestem mistrzem gotowania, ale lubię to, dlatego od razu zaczęłam przyrządzać coś na obiad.

 


*Justin*

 

-Jesteś pewna, że nie będzie zła? W końcu nie odbiera ode mnie telefonów. – Spytałem strasznie zakłopotany. Nie wiedziałem, co o tym wszystkim myśleć.

-Justin, uwierz mi to dobry pomysł. Musisz jej pokazać, że może na tobie polegać i, że tak łatwo nie odpuścisz. Przekona się prędzej czy później.

-Wierzę Ci na słowo – Zwróciłem się do blondynki, która była najlepszą przyjaciółką Amy. Nie mam pojęcia skąd mnie zna. Pewnie z opowiadań, ale, nie myślałem, że będzie wiedziała gdzie mieszkam.

-No mam nadzieję, także wszystko załatwione. Zabierz ją tam, na spokojnie pogadajcie i wszystko sobie wytłumaczcie.

- Już wszystko wiem. Powtarzałaś mi to z pięć razy – Zaśmiałem się lekko kiwając głową.

-Im więcej tym lepiej – Stwierdziła ubierając na siebie kurtkę.

-Ja już lecę, a ty się szykuj nie masz za dużo czasu.

-Wiem, zaraz pójdę wygrzebać coś normalnego z tego mojego burdelu na górze.

-Liczę na Ciebie. Na razie – Powiedziała Care i machając wyszła.

Nigdy jeszcze nie byłem w takiej sytuacji. Nigdy nie musiałem się o nikogo tak starać, zazwyczaj wszystko przychodziło mi z łatwością. Amy to wyjątkowa dziewczyna. Nie do zastąpienia i dziękuję Bogu, że zesłał mi kogoś takiego jak Care. Ona jedyna umiała mnie ogarnąć i namówić do tego, żeby walczyć o to, na czym Ci zależy.

Poszedłem szybko na górę i zacząłem wybierać jakieś ciuchy. Szczerze nie było to łatwe. Przydałaby się tu moja mama, może, chociaż pomogłaby mi doprowadzić ten pokój do ładu. To trochę egoistyczne, ale ona była w tym najlepsza. Ja mogę się nad czymś męczyć pół dnia, a ona przychodzi i robi tę samą rzecz w dosłownie pięć minut. To jakaś czarna magia. Tak samo jak te zapachy w gazetkach typu Avon. Jak to możliwe, że jak wącham papier to nic nie czuję, a jak potrę to czuć na ręku ? To będzie dla mnie wieczną zagadką.

Po 20 minutach grzebania wreszcie wybrałem. Ubrałem luźną koszulkę z jakimś nadrukiem, do tego ciemne spodnie i jasną kurtkę oraz moje ulubione szare Supry. Ułożyłem włosy bardziej elegancko, postanowiłem, że zostawię grzywkę. Jak za dawnych dobrych lat. Psiknąłem się Axe i byłem gotowy do wyjścia. Wziąłem kluczyki z blatu i poszedłem w stronę samochodu. Szybko usiadłem za kierownicą i ruszyłem w stronę domy Amy.

 

*Amy*

Zrobiłam lasagne i powiem Wam, że była przepyszna. Chyba jeszcze nigdy nie wyszła mi taka dobra. Byłam z siebie dosłownie dumna, już zapomniałam jak to jest robić coś, do czego cię nie zmuszają i wykonujesz to z czystej przyjemności. Właśnie odkładałam talerz do zmywarki, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie powiem, byłam zaskoczona. Nikogo się nie spodziewałam.

Szybko podeszłam do drzwi przekręcając w nich zamek. Myślałam, że to Care. To była pierwsza osoba, która wpadła mi do głowy, ale myliłam się.

-Hej – Powiedział szatyn z nieśmiałym uśmiechem na twarzy.

Nie miałam zamiaru z nim rozmawiać, dlatego chciałam zamknąć mu drzwi przed nosem. Na moje nieszczęście Justin wyczuł, co robię i przytrzymał drzwi nogą.

-No przepraszam, naprawdę jest mi przykro, że musiałaś to słyszeć. Byłem pijany i można powiedzieć, że cofnąłem się wtedy w rozwoju. Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, ale wiem, że uciekaniem nic nie zdziałasz, więc może mnie wpuścisz i dasz sobie wytłumaczyć. – Powiedział to z taką skruchą w głosie, że wymiękłam i otworzyłam mu drzwi, umożliwiając tym samym wejście do środka.

Usiedliśmy na kanapie w salonie i przez parę minut było naprawdę niezręcznie. Nie miałam zamiaru się do niego odzywać. Chciał tłumaczyć to niech tłumaczy, a ja wysłucham.

-Widzę, że już jadłaś – Stwierdził pokazując na pozostałości lasagne na stole.

-Coś muszę jeść – Odpowiedziałam nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.

- Ehh… Amy posłuchaj, jesteś dla mnie kimś więcej, niż zwykłą koleżanką. Wiem, że może tego tak nie okazywałem, ale naprawdę chciałem. Nie umiem wyrazić słowami moich przeprosin, dlatego chciałem, żebyś ze mną gdzieś pojechała.

-Zwariowałeś!? Nigdzie się stąd nie ruszam – Odwarknęłam. Nie chciałam z nim nigdzie jechać. Dobrze wiem jak by się to skończyło. Oczarowałby mnie i pewnie prędzej, czy później bym mu uległa.

-Proszę – Powiedział robiąc minę szczeniaczka. – Proszę, proszę bardzo ładnie proszę? – Ostatnie powiedział klękając dosłownie tuż przede mną. Zdziwiłam się, nie sądziłam, że męska duma mu na takie coś pozwoli.

-Dobra, ale tylko na chwilę – Odpowiedziałam szybko wstając.

-Nie będziesz żałowała. Obiecuję – Brązowooki wstał z promiennym uśmiechem i wziął mnie za rękę prowadząc do wyjścia. Założyłam moje szpilki i razem z chłopakiem kierowałam się do jego samochodu. Jak przystało na gentlemana otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wsiadłam czując się trochę nieswojo. Przed chwilą przekonywałam samą siebie, że nie chcę go widywać, a teraz jadę z nim nie wiadomo gdzie. Po chwili Justin już koło mnie siedział i odpalał samochód.

Droga minęła w całkowitej ciszy, przez cały ten czas zastanawiałam się, co ja w ogóle robię. Powinnam jak najszybciej stąd wysiąść. W końcu sama nie wiem, czy to, co mówił Harry może dotyczyć Justina, a jeżeli dotyczy, to oznacza, że jestem w pułapce.

-Jesteśmy – Powiedział szatyn wyrywając mnie z myśli? – Możesz założyć tę opaskę na oczy?

-Po, jaką cholerę? – Czułam, że coraz bardziej panikuje.

-To niespodzianka – Odpowiedział, ciesząc się jak małe dziecko.

-Niech będzie – Poddałam się, a szatyn od razu wziął ciemną bandankę i zawiązał mi na oczach.

Chwilę później poczułam czyjąś rękę na swojej, która pomogła mi wysiąść z pojazdu.

-Radzę ci zdjąć buty, chyba, że chcesz się po drodze zakopać – wyszeptał śmiejąc się do mojego ucha. Nie wyobrażacie sobie jak ja się wtedy czułam. Jego ciepły oddech, dotyk. Myślałam, że się tam rozpłynę, ale muszę zachować trzeźwość umysłu. Tak jak powiedział, tak zrobiłam. Nie chciałam złamać sobie moich ulubionych obcasów.

 

 

*Justin*

-Daleko jeszcze – Jęknęła Amy. Szliśmy po zimnym piasku już jakieś 15 minut, więc domyśliłem się, że pewnie jej już zimno.

-Już jesteśmy – W tej samej chwili odsłoniłem jej widok.

Muszę powiedzieć, że było niesamowicie. Care wiedziała, co robi. Na środku plaży leżał niebieski koc z przygotowanymi wcześniej przekąskami i szampanem. Obok paliło się ognisko, które aż przyciągało do siebie. A na krawędzi koca, ujrzałem lampion w kształcie serca. Idealnie.

- I jak? Podoba się? – Spytałem lekko trzymając ramiona dziewczyny, mając nadzieję, że odpowiedź będzie pozytywna.

-Co chcesz tym osiągnąć? – Powiedziała odwracając się przodem w moją stronę.  Już wtedy widziałem szklanki w jej oczach i nie wiedziałem za bardzo, o co chodzi.

-Nie rozumiem – Odpowiedziałem lekko zdezorientowany.

-Już ty dobrze wiesz, co mam na myśli. Chcesz mnie omotać. Rozkochać w sobie tak żebym świata poza Tobą nie widziała. A potem zaprowadzisz mnie do niego i od nowa zacznie się mój koszmar. Ale ja nie jestem taka głupia jak myślicie. Nie pozwolę, żebyście zniszczyli mi życie. – Kiedy wypowiedziała ostatnie zdanie jedna pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, a ona sama rzuciła się do biegu.

To się stało tak szybko, że nawet nie zdążyłem dobrze wsłuchać się w to, co mówiła.

Nie pozwolę żebyście zniszczyli mi życie.. Co ona myślała?.

I wtedy mnie olśniło.

-Amy – Krzyknąłem, mając nadzieję, że dziewczyna to usłyszy.

___________________________________________________________________________

No i kochani mamy rozdział 10 ;) Końcówka na pewno potoczyła się nie po waszej myśli, ale przypominam, że nie chcemy z Adą robić typowego Fanfiction.

Skoro już piszę to bardzo chciałam w imieniu moim i Ady podziękować Wam za 10 komentarzy pod ostatnim rozdziałem. Nie wyobrażacie sobie jak miło jest na to patrzeć ;)

Standardowo, jeżeli macie jakiekolwiek pytania to piszcie na Aska lub na twittera

Pamiętajcie Im więcej komentarzy, tym lepsze rozdziały.
A i pamiętajcie o zwiastunie ♥ Klik

#Biglove #Natt

4 komentarze:

Hejter pisze...

Rozdział mega jak zwykle ;p czekam nn <3

Anonimowy pisze...

Super rozdział ;)

Anonimowy pisze...

Świetny <3 czekam na następny :)

NEVER SAY NEVER pisze...

czekam nn <33

Prześlij komentarz