10 października 2013

#5

Dziękuję za 2500 wyświetleń. Much love kochani ♥
Tego bym się nie spodziewała
Stałam właśnie przed budynkiem, który znienawidziłam z całego serca. Tak, macie rację, to tu spędziłam te najgorsze chwile z Harrym. Wbrew pozorom jest to piękny, nowocześnie wyglądający wieżowiec, ale w środku to rudera. Same magazyny z poobdrapywanymi ścianami. Zastanawiał mnie jedynie fakt, dlaczego Justin mnie tu zabrał. Może czeka tu na mnie Harry, żeby wyrównać rachunki. Może już nie ma dla mnie ratunku. Jestem za głupia, bo dałam się oszukać mojemu wrogowi. Chciałam go wykorzystać, a tym czasem jest zupełnie odwrotnie.
-Amy, ziemia – Justin pomachał mi dłonią przed twarzą jednocześnie wyrywając mnie tym z rozmyślań.
-Mówiłeś, że zabierzesz mnie gdzieś, gdzie jeszcze nie byłam.- Szybko zakryłam usta, gdy zorientowałam się, co powiedziałam.  On miał nie wiedzieć, że coś podejrzewam.
Cholera
-Jak to? Byłaś tu już kiedyś? Skąd znasz to miejsce? – Obsypał mnie lawiną pytań.
-Nie, niee.. Musiało mi się coś pomylić. Więc jakie mamy plany na spędzenie tu czasu? – Zapytałam szybko chcąc zmienić temat.
-Niespodzianka- Podszedł do mnie i zawiązał mi oczy.
Może on faktycznie nie wie, o co chodzi.. Może nie ma nic wspólnego z interesami Harry’ego
Cholera..Przecież on jest jego synem..
-Nic nie widzę.- Palnęłam
-O to chodziło.- Zaśmiał się chłopak i chwycił mnie za ramiona, prowadząc w nieznanym mi kierunku.
Wchodziliśmy po schodach, długo, bardzo długo, myślałam, że będzie się to ciągnęło w nieskończoność, ale w końcu dotarliśmy gdziekolwiek mieliśmy dotrzeć. Poczułam powiew wiatru na mojej skórze.  Pewnie znajdowaliśmy się na jakimś balkonie. Chustka powoli zsunęła się z moich oczu a przede mną ukazał się cudowny widok. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Nie wiedziałam, że w takim miejscu może być coś tak wspaniałego.  Znajdowaliśmy się na dachu budynku, na którym znajdował się piękny ogród. Widać było z niego panoramę Kalifornii.
-Justin..- Nie wiedziałam jak dokończyć.
-Nie podoba ci się? – Zapytał trochę zdenerwowany, jaka będzie moja reakcja.
-To jest niesamowite.- Szepnęłam i błądząc myślami w swoim świecie podeszłam do murku, ogradzającego krawędź dachu. Usiadłam na nim, a nogi zwisały mi swobodnie jakieś 80 metrów nad ziemią. Normalny człowiek bałby się, ale ja już nie czuję strachu. Ja nic nie czuję, oprócz nienawiści i chęci zemsty.  Teraz czułam się wolna. Coraz bardziej zaczynałam myśleć, że Justin nie jest tym, za kogo go wzięłam na początku.
-Uważaj, bo spadniesz. –Odgarnął mi włosy na jedną stronę i szepnął prosto do mojego ucha.
-Nie spadnę.
-Chodź, to jeszcze nie koniec niespodzianki.- Posłał mi chytry uśmieszek i pomógł zejść z murku.
Za półścianką obrośniętą kolorowymi pnączami leżał koc w biało czerwoną kratę. Wyglądał jak typowy koc na piknik z taniej komedii romantycznej. Dookoła było rozstawione kolorowe świeczki, a na środku stał wiklinowy koszyk, wyścielony materiałem w takim samym wzorze. To, co Justin przygotował było urocze. Dawno nie poczułam się tak jak teraz, kiedy ktoś bezinteresownie przygotował dla mnie coś takiego.
-Jejku Justin, przygotowałeś się- Uśmiechnęłam się do niego. –Jesteś cudowny, dziękuję. – Podeszłam do chłopaka i delikatnie się do niego przytuliłam. Oddał uścisk z podwojoną siła przygarniając mnie w swoje sine ramiona. 
Usiedliśmy i rozmawialiśmy na rożne tematy. Trochę to dziwne, że znam go kilka dni, a czuję się przy nim tak … nie wiem nawet jak to określić. Mam wrażenie jakbyśmy znali się od lat i byli najlepszymi przyjaciółmi.  Zrobiło mi się niewygodnie, więc oparłam ręce o koc i półleżałam pochylając się do tyłu. Justin przykrył moją dłoń swoją i przysunął się bliżej. Nie mogłam opanować myśli, bo w tej chwili jedyne, na co zwracałam uwagę to jego pełne usta w kształcie serca, które są coraz bliżej moich.
Co ja robię?! To mój wróg. Chyba
W porę się opamiętałam i odsunęłam od chłopaka.
-Umm przepraszam – Powiedzieliśmy w tym samym momencie. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam, że się rumienię.
Co jest ze mną nie tak przez tego chłopaka?
Oboje się zaśmialiśmy i wróciliśmy do rozmów i jedzenia.  Justin wkładał właśnie do ust kolejną garść Sour Patch Kids, kiedy ja postanowiłam się czegoś o nim dowiedzieć.
-Mieszkasz z rodzicami? – Wypaliłam bez zastanowienia.
-Nie. – Odpowiedział beznamiętnie. – Wolę mieć dom dla siebie.
-Masz taką dobrą pracę, że sam się utrzymujesz? – Zaśmiałam się.
-Nie, mama i Jeremy mi pomagają. – Popatrzyłam na niego wzrokiem domagającym się wyjaśnienia.- Jeremy to facet mojej mamy, ale nie jest moim ojcem. Długa historia, może kiedyś ci opowiem.
Jego mina wyrażała smutek, kiedy mówił o ojcu. Ciekawe, dlaczego.
Ugh. Stanowczo za dużo myślę.
-Okej, nie będę w to wnikać, jeśli nie chcesz. – Powiedziałam cicho i położyłam głowę na jego kolanach równocześnie kładąc się na kocu.
-Dzięki. – Szepnął prawie niesłyszalnie i wplątał dłoń w moje włosy.  Muszę przyznać, że to lubię.
Spędziliśmy na dachu jeszcze kilka godzin. Słońce zaszło i jedyne światło, jakie mieliśmy to świeczki. Stwarzały niesamowity nastrój. Zaczęliśmy się zbierać. Zaczęło mi się robić zimno i żałowałam, że zostawiłam kurtkę w samochodzie. Zeszliśmy powoli po schodach i kierowaliśmy się w stronę samochodu. Przy parkingu stało pięciu kolesi, którzy nie wyglądali za ciekawie. Zdziwiło mnie, że ktoś tu w ogóle przychodzi. Niby prezentowali się groźnie, ale ja spokojnie bym sobie z nimi poradziła, tylko, że nie mogę. Nie chcę, żeby Justin zobaczył, jakie mam umiejętności do walki. I pistolet w torebce.
-Uu, nie ładnie się tutaj kręcić o tak późnej porze. Ogólnie nie ładnie się tu kręcić, to nasz teren. – Powiedział jeden z typów.
-No i co nam zrobisz z tego powodu? – Warknęłam, na co on się tylko uśmiechnął.
-Seksowna i wygadana, takie lubię.
-No to niestety, ale dzisiaj nie poruchasz. – Uśmiechnęłam się wrednie i odwróciłam na pięcie.
Justin się zaśmiał. -No trochę chłopaka przygasiłaś- Szepnął idąc za mną do samochodu.
-Zobaczymy. – Powiedział i momentalnie złapał mnie za ręce i wykręcił je do tyłu.
-Ej zostaw ją. – Justin podbiegł do niego, ale po chwili został zatrzymany przez pozostałych.
-No Bieber, tatuś cię nie nauczył jak się zdobywa takie dupcie jak ta?
-Nie wspominaj mi kurwa o moim ojcu. – Warknął szatyn.
-Spokojnie stary. Na pewno wiesz jak się z takimi bawić.
-Odpierdol się od niej.- Wykrzyczał Justin i przyłożył z pięści prosto w twarz jednemu typowi, który go trzymał. Tamten oczywiście nie pozostał mu dłużny i jedyne, co z tego wyniknęło to porządna szarpanina.
~*~
-Okej, jesteśmy.- Powiedział Justin, kiedy byliśmy już pod moim domem.
-Wejdziesz? Ktoś musi ci odkazić te rozcięcia. – Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
Nic nie mówiąc chłopak wysiadł z samochodu i po chwili pojawił się z drugiej strony i otworzył mi drzwi.
-Dziękuję.- Skierowałam się w stronę drzwi, szukając klucza w torbie.
-Ugh. Jak zwykle. – Warknęłam do siebie, ale szatyn to usłyszał i zaczął się śmiać.
-Kobiety i ich torebki.
-Zamknij się- Rzuciłam w niego pierwszą rzeczą, jaka wpadła mi do ręki podczas grzebania w torbie. Okazały się to być klucze, więc chłopak śmiał się jeszcze bardziej i po chwili mi też się to udzieliło.
Otworzyłam dom i zaprosiłam Justina do środka.
-Tylko cicho, bo mój brat może być w domu. – Szepnęłam zdejmując buty, żeby nie robić hałasu.
Justin zrobił to samo i nic nie mówiąc poszedł za mną na górę.  Weszliśmy do łazienki, a ja otworzyłam szafkę w celu znalezienia apteczki. Justin usiadł na wannie i przyglądał mi się z uśmiechem na ustach.
-Co cię tak bawi? – Zapytałam śmiejąc się z jego miny.
-Wiesz, że apteczka stoi na półce? – Wybuchnął śmiechem, przez co i ja zaczęłam się głośno śmiać.  Wzięłam do ręki waciki i wylałam na nie sporo wody utlenionej.
-Teraz będzie szczypać. Bardzo.
-I tak tego nie poczuję. – Powiedział obojętnie.
Zaczęłam przemywać jego rany.
-Jak to? – Zapytałam zdziwiona.
-Ja nie czuję bólu. Już nie. - Spuścił wzrok na podłogę. Zachęciłam go wzrokiem do kontynuowania.
-Mówiłem ci dzisiaj, że o moim ojcu to długa historia. To jest w niej zawarte.
-Może mi opowiesz? – Skończyłam dezynfekować i zaklejać jego rozcięcia i schowałam apteczkę do szafki. Weszliśmy do mojego pokoju i usiedliśmy na łóżku. Ja oparłam się o wezgłowie, a tym razem Justin położył głowę na moich kolanach. Czułam, że to jest chwila, w której moje wątpliwości, co do jego osoby się rozwieją.  Od teraz będę wiedziała, na czym stoję.
________________________________________________________
Nareszcie hahahaha. Rozdział beznadziejnie krótki i taki nijaki, ale jak już mówiłam (chyba) każde opowiadanie na początku jest nudne i nijakie, bo musi być jakiś wstęp do całej akcji. Kolejny rozdział pojawi się mam nadzieje szybciej, bo zaraz weekend i mogę zarywać nocki, bo w tygodniu wolę się wyspać, a pisać wolę w nocy. Mam nadzieję, że wam się spodoba, to co stanie się dalej.
Pytania? ask 
I taka malutka prośba, ten kto to przeczyta, mógłby skomentować, bo chciałabym wiedzieć ile osób czyta to opowiadanie.
#Ada

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz