15 sierpnia 2013

#1

*Amy*
-Amy! Rusz się!
-Już idę, nie mogę znaleźć drugiego buta.
Tak, oczywiście w najważniejszym momencie mojego życia musiałam zapodziać buta. Ugh. Co za ironia.
Care na moje słowa tylko wybuchła śmiechem, co w ogóle mi nie pomogło.
Może wyjaśnię, o co chodzi. Poznajcie Harry’ego Biebera. Człowieka, który zniszczył mi życie. To tak w skrócie, może kiedyś dowiecie się więcej. Właśnie zamierzam go raz na zawsze zlikwidować. Może brzmi to okrutnie, ale to w końcu przez niego stałam się taka. Bezwzględna, bez litości, Czasem bolą mnie myśli, że mogłabym mieć normalne życie, a przez tego typa jest jak jest.
-Mam buta, idziemy! – Usłyszałam krzyk przyjaciółki i po chwili byłam już przy drzwiach zakładając buta na nogę. Chwyciłam jeszcze klucze i wyszłam trzaskając drzwiami, jak zwykle. Gdy mieszkasz sama, nie przejmujesz się takimi rzeczami.
~*~
-Wiesz Harry? Nie mogłam się doczekać tego momentu. Nareszcie role się odwróciły i to ty błagasz mnie o litość.- Zaakcentowałam wyrazy tak, żeby poszło mu w pięty. – Ale niestety dzięki tobie, nauczyłam się żeby jej nie okazywać. Sam tego chciałeś.
Stałam właśnie nad człowiekiem, który sprawił, że moje życie nie ma sensu, celując bronią prosto w jego klatkę piersiowa. Byłam dumna z siebie, że udało mi się osiągnąć to, do czego dążyłam. Zemsta za to, co mi zrobił.  
-Oj skarbie, jeszcze nic nie wiesz o życiu. Za dużo mówisz, za wolno działasz.
Zanim dotarły do mnie jego słowa, żebym mogła je przetworzyć w głowie poczułam przeszywający ból w okolicy piersi. Zanim dotarło do mnie, że dostałam kulkę ktoś uderzył mnie mocno w głowę i po chwili nic nie czułam, nic nie widziałam, nic nie słyszałam. Pustka i ciemność.
*Justin*
Cholera. Ten szpital jest beznadziejny.
Kląłem w myślach próbując odnaleźć sale, w której jest moja mama. Już chyba piąty raz mijam ten sam oddział. Ugh.
-Przepraszam, gdzie jest sala B13? – Zapytałem w miarę spokojnie kobietę w recepcji, chociaż złość buzowała we mnie niczym huragan, bo moja cierpliwość dobiegała końca.
-Oj chłopcze, chyba trochę się zgubiłeś, to na drugim końcu budynku.- Kobieta uśmiechnęła się ciepło.- Musisz jechać windą na 3 piętro, później korytarzem na prawo od windy cały czas prosto.
-Dziękuję- Również się uśmiechnąłem, żeby nie wyjść na niewychowanego i udałem się we wskazanym kierunku. Po chwili zostałem popchnięty przez faceta w czerwonym wdzianku, a zaraz za nim wyłoniło się z pięciu tak samo ubranych wiozących na noszach zakrwawiona blondynkę. Wyglądało to trochę jakby ktoś ją postrzelił, ale to chyba mało prawdopodobne. Wyglądała zbyt niewinnie na kogoś kto ma do czynienia z takimi rzeczami.
Jakaś taka dziwnie znajoma ta dziewczyna.
Coś w głowie mówiło mi, ze ją znam, chociaż widziałem ją tylko przez chwilę, więc jak miałbym się jej chociaż przyjrzeć. Zignorowałem te myśli i ruszyłem dalej na poszukiwania mojej rodzicielki.
-Justin, nareszcie jesteś, co tak długo? – Zapytała zmartwiona mama.
-Ee..Korki były na mieście.- Wymyśliłem wymówkę, która była po części prawdą, bo o tej godzinie w centrum są cholerne korki, bo nie chciałem się przyznawać, że się zgubiłem. Trochę to głupie.
-Dobrze, najważniejsze, że już jesteś. – Podszedłem do niej a ona mnie mocno przytuliła.
Usiadłem na krześle obok łóżka i spoglądałem na malutki monitor z poruszającymi się liniami. Dziwne, że nie pikał tak jak te, które zazwyczaj są w szpitalach.
-Do czego to służy? – Zapytałem
Mama się uśmiechnęła i dotknęła dłońmi brzucha, do którego były podpięte jakieś przewody.
-To jest serduszko Jazzy. Cieszę się, że jest z nią wszystko dobrze. – Po policzku popłynęła jej łza, którą natychmiast otarłem. Położyłem ręce na jej brzuchu i pochyliłem się do niego.
-Cześć siostra, cieszę się, że już niedługo do nas dołączysz. Mamusia jest bardzo szczęśliwa, że będzie miała taką małą kruszynkę. Trzymaj się tam.
Teraz na policzkach mojej mamy nie była jedna łza, teraz był ich cały potok. Przytuliłem ją do siebie.
-Nie płacz, przecież z mała jest okej, nie ma się co martwić.- Wymamrotałem w jej włosy.
-To są łzy szczęścia – zaśmiała się – Dziękuję Bogu, że mam takiego wspaniałego syna.
Usiadłem z powrotem na krześle.
- Gdzie Jeremy? – Zapytałem po chwili zastanowienia, dlaczego jeszcze się tu nie zjawił.
-Jest w pracy, niedługo będzie, jeśli chcesz możesz jechać do domu, poczekam to na niego sama. – Odpowiedziała tak szybko, ze ledwo ją zrozumiałem. Zachichotałem cicho.
-Nie, nie zostawię cię samej, tylko pójdę po picie, chcesz coś?
-Nie, mam wszystko czego mi trzeba. – Znowu się zaśmiałem i wyszedłem na korytarz.
Ugh. No tak, nie wiem nawet gdzie mam iść.
Intuicyjnie poszedłem w nieznanym sobie kierunku. Krążyłem po korytarzach, aż znalazłem bufet.
-Dzień dobry, jak samopoczucie? – Uśmiechnąłem się promiennie do starszej pani za ladą, a ona natychmiast to odwzajemniła.
-Dziękuję, dobrze. Dawno nie spotkałam takiego miłego chłopca jak ty. Co podać?
-Poproszę wodę. – Podała mi butelkę, po czym zapłaciłem i wyszedłem.
Znowu błądzenie po korytarzu.
Tym razem wiedziałem gdzie mam iść. To chyba było intuicyjne, albo może to by było już totalnie idiotyczne zgubić się po raz 3. Już miałem wchodzić do windy, kiedy zauważyłem tą samą blond dziewczynę, która trafiła tu wcześniej.
Może udam, że pomyliłem sale.
W mojej głowie pojawił się szatański plan.
Wszedłem do Sali jakby nigdy nic i udałem zaskoczonego obecnością dziewczyny.
-Ops, przepraszam pomyli…  Aye … Witaj ślicznotko.
Chyba zrobiłem z siebie idiotę. Miało być inaczej. Wow, ona jest gorąca.

-Aye przystojniaku- odpowiedziała mi w sposób, który mnie zszokował.
Ok, tego się nie spodziewałem.
-Powinienem wyjść, ale coś mnie tu chyba trzyma. – Znowu cos głupiego wypłynęło z mich ust na co dziewczyna się zaśmiała. Była zupełnie inna niż się spodziewałem.
-Nie musisz wychodzić, możesz dotrzymać mi towarzystwa.
Robi się dziwnie.
-Okej, ale może powiesz mi chociaż jak masz na imię? – Uśmiechnęła się.
-A może nie?  - Powiedziała, chyba żartując, bo wskazywał na to jej wyraz twarzy i ton głosu. Zrobiła krótką pauzę. - Amy - Wyciągnęła do mnie rękę, którą od razu uścisnąłem.
-Justin - Usiadłem na krześle obok jej łóżka.– Widziałem cię wcześniej, jak tu trafiłaś?
W oczach dziewczyny pojawiła się niepewność.
Chyba nie powinienem o to pytać.
Skarciłem się w myślach, ale przerwał mi to głos Amy
-Dostałam kulkę, o tutaj. – Odsłoniła kawałek koszulki i pokazała miejsce poniżej ramienia, niedaleko piersi. Powiedziała to z takim spokojem, ze wydawało mi się, że to dla niej normalka, ale nie chciałem dalej drążyć tego tematu.
-Ejj, Justin- Pomachała mi ręką przed twarzą. Chyba chwilę byłem nieobecny.
-Przepraszam. Zamyśliłem się.
-Pewnie zastanawiasz się czemu podchodzę do tego tak spokojnie, prawda? – zapytała.
-Chyba czytasz mi w myślach – zachichotała. – Zastanawiałem się nad tym, ale nie chciałem drążyć tematu.
-Okej, to nawet lepiej, bo chyba nie umiałabym tego wytłumaczyć.
*Amy*
Gorzej już być nie może. Nie dość, ze Harry uciekł, to jeszcze przez niego będę siedzieć w tym szpitalu nie wiadomo po co. Tak, tak, wiem, ze to dla mojego dobra, ale to nie pierwszy raz i za każdym jakoś z tego wychodziłam. Nieważne, dopadnę go następnym razem.
Kiedy się obudziłam, zastałam siedzących przy moim łóżku Caroline i Logana.  Na początku nie wiedziałam co i jak, ale fakty zaczęły układać mi się w głowie zanim przyjaciele mi o tym opowiedzieli. –Świetnie. Po prostu kurwa zajebiście.- Podsumowałam koniec historii o nieudanym ataku na Harry’ego.
-Nie przejmuj się, Koleś długo już sobie nie pożyje. – Zaśmiał się Logan w czym razem z Care mu zawtórowałyśmy.
-Co z Dylanem? – Przypomniało mi się o bracie, który również był w to zamieszany.
-Jeszcze mu nie mówiliśmy. Siedzi u ciebie w domu z Cassie, odebraliśmy go z lotniska.
-Dobrze.
-Am’s, może chcesz odpocząć czy coś? – Zapytała troskliwie Caroline.
-Żartujesz? Odpoczynek jest dla mięczaków – Zaśmiałam się.
 -Tak, tak, tłumacz sobie. Pojedziemy do ciebie, zobaczyć co z Dylanem, a ty odpocznij i nie udawaj twardziela. – Zaśmiał się Logan. Podszedł do mnie i pocałował w czoło. Przez to, że jest ode mnie starszy, czasami traktuje mnie jak młodszą siostrę. Wkurza mnie trochę, ale w końcu za to go kocham.
Dostałam również buziaka od Care i zostałam sama. Teraz faktycznie poczułam się zmęczona, więc bez trudu zasnęłam.
Kiedy się obudziłam nadal byłam sama, chociaż nie na długo.  . Przez pomyłkę A może nie? Do mojej sali wszedł chłopak. Chciałam mu jakoś wrednie odwarknąć, żeby sobie poszedł, ale rzuciły mi się jego czekoladowe oczy, które skądś znałam.  Nawiązałam rozmowę, że skojarzyć, kto to jest. Niestety mój wysiłek To wcale nie było męczące, ale tak się mówi poszedł na marne.
-Okej, to nawet lepiej, bo chyba nie umiałabym tego wytłumaczyć. – Cholera, za dużo powiedziałam, powinnam ugryźć się w język.
-Jak to? – Zapytał wyraźnie zdziwiony.
Już miałam wymyślać jakąś wymówkę, kiedy do sali weszła pielęgniarka ratując mnie z tej sytuacji.
-Amy, zabiorę cię na kilka badań, jesteś gotowa?
Dziękuję ci kobieto.
-Tak, tak już idę. – Wstałam z łóżka. – Justin, może porozmawiamy później – Posłałam mu uśmiech.
-Pewnie- Odwzajemnił go i wyszedł
Nawet nie mam do niego kontaktu. Pff, nawet nie wiem jak ma na nazwisko.
Cóż, jak będzie chciał, to sam mnie znajdzie.
-Amy, możemy iść? – Z rozmyślań wyrwała mnie pielęgniarka.
-Jasne – warknęłam, na co ona popatrzyła na mnie zdziwiona moją nagłą zmianą zachowania, ale nie odezwała się ani słowem. 
__________________________________________________________________
Na początek krótki, ale jeśli czytelników będzie przybywać, rozdziały będą dłuższe ^_^

7 komentarzy:

nhj pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Anonimowy pisze...

Czekam na kolejny *_*

Anonimowy pisze...

ooo,fajne,fajne;dd czemu zwiastn SOON,nie bawcie się w Justina haha:DD pisała Ania P(pela) hahaha if you know what i mean:))))

natalula13 pisze...

wiecej , wiecej , wiecej , wiecej
KOCHAM to
czekam nn <33

Unknown pisze...

czekam na kolejny

Anonimowy pisze...

kocham, kocham, kocham

Without you pisze...

Świetny!!!

Prześlij komentarz