*Justin*
-Okej, to nawet
lepiej, bo chyba nie umiałabym tego wytłumaczyć
Odkąd wyszedłem ze szpitala to zdanie ciągle krążyło w mojej
głowie. Dojechałem do domu i próbowałem jakoś uwolnić się od tych myśli grając
na X-box’ie w moją ulubioną grę. Dzięki wyżywaniu się na wirtualnych
przeciwnikach na chwilę zapomniałem o wydarzeniach, które miały miejsce w
szpitalu. Moją grę przerwał dzwoniący telefon, przez który moja postać stała
się martwa.
- Halo !? – Warknąłem, nie patrząc nawet kto dzwoni
- No siema , a tobie co znowu ? – zapytał Ryan ze
zdziwieniem słyszalnym w jego głosie.
- Przez ciebie umarłem, wielkie dzięki stary – powiedziałem z
ironią.
- Znowu grasz w te durne gry ? – zapytał na co automatycznie
zareagowałem wybuchem.
-Kurwa, tylko nie durne. Wiesz, przecież że pomagają mi się
odstresować
-Wyluzuj, tylko mówię. Nie warcz na mnie jak baba przed
okresem
- Co cię tak zestresowało tym razem? – zapytał sarkastycznie
- Będę u ciebie za 10 minut …… Czekaj z procentami –
Powiedziałem, po czym się rozłączyłem nie dając mu szansy na odpowiedź.
Udałem się do
garderoby w poszukiwaniu czegoś do ubrania, ale było to trudne, bo po
otworzeniu szafy wysypała się na mnie cała jej zawartość. Cóż, uroki mieszkania
samemu. Na szczęście udało mi się wykopać
koszulkę, którą zamówiłem przez Internet na jednej ze stron z poza kraju.
Założyłem też szare spodnie i czerwony FullCap. Wrzuciłem ubrania z powrotem do
szafy i zszedłem na dół biorąc kluczyki od mojego samochodu.
Posprzątam jak wrócę
Wyszedłem trzaskając drzwiami i wsiadłem do czarnego Fiskera. Droga zajęła mi około pięciu minut. Zaparkowałem na trawniku kumpla i
niechcący uśmierciłem różowe piwonie, które stały mi na drodze.
Pani Butler mnie
zabije.
Wszedłem do domu, bez pukania, co było moim zwyczajem, ponieważ
tak często tu bywałem, że czuję się tu jak u siebie. Udałem się do salonu, gdzie od razu zostałem
powitany puszką piwa przez blondyna. Rozsiadłem się na kanapie zarzucając nogi
na stolik.
- No więc, co jest twoim problemem?- zironizował Ryan
zakładając ręce pod brodę i gadając do mnie jak pomylony terapeuta.
-Przestań zachowywać się jak popieprzony psycholog. –
Syknąłem odstawiając pustą puszkę na podłogę i sięgając po kolejną.
-Luz, no to o co chodzi?
Opowiedziałem blondynowi o dziewczynie ze szpitala i o
sytuacji, która miała miejsce w jej pokoju. W trakcie rozmowy wypiliśmy dosyć
sporo i przez to zacząłem się mylić w zeznaniach. Sam nie wiem, co już
powiedziałem a co nie.
-Ej stary, może ona jest seryjnym mordercą? – Zapytał poważnie
Ryan, na co wybuchnąłem niekontrolowanym śmiechem.
-Co ty? Pogięło cię? Takie panienki jak ona interesują tylko
kwiatki, czekoladki i romansidła.
-Tak? To skąd ona by miała ranę postrzałową, co? Od
oglądania filmów w kinie by ja postrzelili?
- Jesteś idiotą, więcej z tobą nie pije, bo gadasz głupoty.-
Stwierdziłem sięgając po kolejne piwo.
~*~
Po piciu przez kilka godzin, byliśmy nieźle wcięci. Mój
tyłek już zdążył zdrętwieć, bo jedyne po co się ruszałem to do lodówki po
więcej alkoholu. Wstałem żeby się rozruszać i poczułem, że napój przeze mnie
przepłynął i ciśnie na mój pęcherz. Poinformowałem pół śpiącego Ryana, ze idę
do łazienki i ruszyłem w jej stronę. W
połowie drogi przed moimi oczami pokazały się helikoptery, przez co runąłem na
ziemię. Już się podnosiłem, kiedy usłyszałem przekręcanie klucza w zamku. Nagle do domu wparowała wściekła matka
blondyna.
-Ryan do cholery! Co się stało z moimi kwiatkami?! –
krzyknęła na co się wzdrygnąłem.
-T-t-to ja! Przyznaję s-s-się do zarzuconej mi w-w-winy.-
Powiedziałem z ręką na sercu lekko się
chwiejąc.
-Justin co ty …?- Nie dokończyła, i skierowała się do syna.
- Ryan! – Powiedziała wściekle, piorunując
go wzrokiem.
-C-co? J-ja nic nie zrobiłem..- Bronił się blondyn lekko wychylając
się zza kanapy.
-Dobra, dobra. Pogadamy jak wytrzeźwiejesz.- Powiedziała
wzdychając bezsilnie. – Brian, odwieź Justina do domu.- Zwróciła się do męża.
-Nie, nie. Ja sam sobie poradzę. – Zacząłem wymachiwać
rękami, zaprzeczając i chodząc od ściany do ściany.
Pan Butler tylko mnie wyśmiał.- Ty tu nie masz nic do
gadania, kolego. Ty nawet gadać jak człowiek nie możesz.
- Ja nie jestem pijany. Udowodnić?
Zacząłem prezentować rodzicom Ryana jaskółkę, jako test
trzeźwości, ale niestety skończyło się to tylko obitym tyłkiem, na który
upadłem z hukiem.
-Tak, tak, wstawaj, jedziemy.
Z pomocą ojca Ryana wstałem z podłogi i powoli kierowałem
się do samochodu pana Butlera.
Usiadłem na miejscu pasażera i cierpliwie czekałem. Po
chwili zaczęło mi się nudzić i zacząłem wciskać przypadkowe przyciski na desce
rozdzielczej. Wystraszyłem się kiedy wycieraczki zaczęły się kiwać. Próbowałem
to jakoś zatrzymać, ale zamiast tego włączyłem radio. Akurat leciała moja
ulubiona piosenka wiec zacząłem śpiewać i tańczyć na tyle, ile pozwalało mi
miejsce w samochodzie.
-Justin, co ty na to, żeby wystąpić w Mam talent?- Zapytał ojciec
Ryana i usiadł na miejscu kierowcy śmiejąc się pod nosem.
Nie odezwałem się, tylko udawałem obrażonego przez cała
drogę. Kiedy dotarliśmy na miejsce, pan Butler pomógł mi dostać się do domu, co
było problemem, bo nie wiem, gdzie zostawiłem klucze.
-Oo, znalazłem ! – Wykrzyczałem, po kilkunastu minutach
grzebania w kieszeniach.
Wszedłem do domu i rzuciłem się na łóżko. Usłyszałem dźwięk odjeżdżającego
samochodu, a później nie słyszałem już nic, bo pogrążyłem się we śnie.
*Amy*
-Dzień dobry panno Evans, jak samopoczucie? – Zapytała pielęgniarka
gdy weszłam do gabinetu.
-Dzień dobry- Uśmiechnęłam się- Dobrze, a u pani?- Zapytałam cały czas się
uśmiechając. Do czasu, aż zorientowałam się gdzie jestem. Poczułam, że robię
się blada na widok tych wszystkich igieł i strzykawek leżących w każdym
możliwym miejscu.
Tak, zabijam ludzi i
boję się igieł.
-Dobra, miejmy to już za sobą. Usiądź i się zrelaksuj. –
powiedziała pielęgniarka i zachęcającym ruchem ręki wskazała mi fotel obok
siebie.
Usiadłam, ale ręce trzymałam blisko siebie. Byłam spięta i nie mogłam przestać
myśleć o niczym innym niż o kawałku
metalu zatapiającego się w mojej ręce.
-Um, Meredith?
-Coś się stało? -
Zapytała ciepło i przyjaźnie wyciągając rękę aby chwycić moją.
Podałam jej delikatnie dłoń, ale po chwili ją cofnęłam.
-Spokojnie, będę delikatna. Zrelaksuj się i nie myśl o tym.
Podałam jej rękę i odwróciłam głowę, żeby nie patrzeć.
Poczułam ciepło i ukłucie, które wcale nie było takie straszne i po chwili
miałam to już za sobą.
-Okej, na dzisiaj to wszystko- powiedziała pokazując mi moją
krew w probówce. –Jutro będą wyniki i jak wszystko będzie okej to możesz wyjść.
Szybko, Ale im prędzej
stąd wyjdę tym szybciej dopadnę Harry’ego.
Wróciłam do pokoju i włączyłam telewizję. Nie było nic
ciekawego, wiec dałam sobie spokój i siedziałam w ciszy. Nagle poczułam silna potrzebę zapalenia.
Przeszukałam wszystkie rzeczy jakie miałam ze sobą w szpitalu, ale znalazłam
tylko puste opakowanie po cienkich LD.
Postanowiłam, że się przewietrzę i pójdę do najbliższego
sklepu. Nie miałam zbyt wielu ubrań ze sobą więc założyłam krótką białą bluzkę
z nadrukiem, czarne rurki i pasującą pod kolor spodni skórę. Dobrałam długie
kozaki, różową torbę na ramię i szarą czapkę Beanie. Tak ubrana wyszłam ze
swojego pokoju Jeżeli można to nazwać
pokojem i kierowałam się w stronę wyjścia.
Wyszłam przez ogromne szklane drzwi i szłam wąskim
chodnikiem w stronę kiosku.
Po piętnastu minutach byłam na miejscu. Kupiłam dwie paczki
Cienkich różowych LD, paczkę gum Orbit i przypadkowo wybraną gazetę, żeby jakoś
zabić tę nudę w szpitalu.
Było jeszcze wcześnie, a że niedaleko stąd był Starbucks,
postanowiłam że zadzwonię do Care i się z nią umówię. Wybrałam jej numer i po
chwili usłyszałam jej głos w słuchawce.
-Halo ? – Odezwała się cicho.
-Hej, to ja, masz czas ? – Zapytałam szybko
-Na razie tak, dopiero za dwie godziny muszę być w domu.
Jakaś poważna rodzinna rozmowa – dodała śmiejąc się pod nosem.
-Dobra to widzę cię za parę minut w Starbucksie, Do
zobaczenia
-No Pa – Powiedziała i się rozłączyła.
Chwilę potem siedziałam już w środku i czekałam na Caroline.
Nie wiem czy wspominałam, ale ona strasznie długo się szykuje, co jest ogromnie
denerwujące bo muszę na nią czekać.
Minęło dziesięć minut i wreszcie zobaczyłam wchodzącą przyjaciółkę
-Siemka – Przywitała się całując mnie w policzek
-Co tak długo ?! – Powiedziałam siadając z powrotem na
miejsce.
-Przecież wiesz, że nie wyjdę z domu z brudnymi butami ..
- No i ..? – Zachęciłam ją do kontynuowania.
-No i .. musiałam je wyczyścić
-Trzeba było założy inne
-Niee, nie pasowałyby mi do stroju – Powiedziała patrząc się
na mnie jak na głupią.
Westchnęłam z rezygnacją.
-Jak tam w szpitalu ? Spotkałaś jakiegoś przystojnego
lekarza ? – Spytała poruszając zabawnie brwiami.
-No cały czas takich spotykam nie wiedziałaś, że tylko tacy
do mnie przychodzą – Powiedziałam sarkastycznie
- Naprawdę ? To czemu mnie jeszcze z żadnym nie zapoznałaś –
Krzyknęła oburzona.
-Może, dlatego, że ty już masz chłopaka
-Ale… yy .. Dobra nic.
Amy 1: 0 Care
Uśmiechnęłam się zwycięsko i poszłam zamówić nam dwie
mrożone kawy.
Za chwilę obie piłyśmy nasze napoje. Care jak zwykle
nawijała mi o swojej upojnej nocy z Loganem. Pod koniec się wyłączyłam i
zaczęłam myśleć o chłopaku ze szpitala. Jestem pewna, że gdzieś już widziałam
te czekoladowe oczy. Gdybym, chociaż wiedziała jak ma na nazwisko może byłoby
mi łatwiej skojarzyć, kim on jest. Zastanówmy się, skoro był w szpitalu to
oznacza, że musi tu kogoś odwiedzać. Może mogłabym sprawdzić pytając czy leży
tu ktoś o nazwisku….. Zaraz wracamy do punktu wyjścia, nie znam jego nazwiska.
Z rozmyślań wyrwała mnie przyjaciółka
-Halo ziemia do Amy – Mówiła machając mi dłonią przed twarzą
-Co? Przecież słucham – Odpowiedziałam szybko
-Tak właśnie widzę. To, o czym przed chwilą mówiłam?
-O tym jak głośno krzyczałaś jego imię zanim doszłaś –Powiedziałam
wybuchając śmiechem.
-Ha ha ha, ale śmieszne. To, o czym tak zawzięcie myślałaś?
-O niczym. Nic ważnego
-Przecież widzę po twojej minie. Kogo próbujesz poderwać?- Zapytała
z pewnością w głosie.
-Nikogo – Odpowiedziałam natychmiast. – Zastanawiałam się tylko,
co kupić bratu na urodziny- Skłamałam, ale postanowiłam na razie nie mówić nic
o Justinie, Bo tak chyba miał na imię.
-Coś wymyślisz,
jak zawsze.
-Dobra ja już musze lecieć spotkamy się jak wyjdziesz. Jak
będziesz wiedziała, kiedy to daj znać to po ciebie podjedziemy- Powiedziała
przytulając mnie mocno do siebie, na co ja tylko pokiwałam głową.
Jeszcze chwile posiedziałam w kawiarni dopijając swoją kawę
i rozmyślając nad tym jak odnaleźć tego chłopaka. W końcu mi się to znudziło.
Za dużo myślenia jak na jeden dzień. Zapłaciłam i wyszłam na już prawie pustą
ulicę. Szłam w stronę szpitala, kiedy nagle przypomniałam sobie, że kupiłam
papierosy. Wyciągnęłam jednego, podpaliłam zapalniczką i już za chwilę
wdychałam uspokajający dym.
O taak tego mi brakowało
Poczułam się zrelaksowana i nie zauważyłam nawet jak
stanęłam przed wejściem do budynku. Weszłam pewnym krokiem kierując się w
stronę windy. Wyciągnęłam Iphona i weszłam na twittera z zamiarem
poinformowania znajomych o tym jak tu beznadziejnie. Nagle na kogoś wpadłam
-Ops przepraszam – spojrzałam w górę i zobaczyłam mojego
lekarza.
No to
zaje-kurwa-biście
-Amy, właśnie cie szukałem. Gdzie ty byłaś przez połowę dnia
wiesz, że powinnaś odpoczywać- Powiedział z powagą w głosie.
-No.. Byłam się przewietrzyć – Odpowiedziałam, chcąc go
wyminąć jednak na marne, bo zatarasował mi drogę swoją ręką.
-Panno Evans – Spojrzał na mnie z wyższością- Czy wyczuwam od
ciebie tytoń?
-Niee, skąd taki pomysł? – Uśmiechnęłam się niewinnie.
-Amy! Postrzelono cie w pobliżu płuc. Palenie w twoim stanie
jest wyjątkowo niebezpieczne.
-Oj dobra, nic mi nie będzie.- Przewróciłam oczami.- Mogę
już iść?
-Oddaj mi papierosy.
-Co proszę? –Syknęłam
Co on sobie myśli?
-Nie, proszę mnie przepuścić, jestem zmęczona chcę iść
spać.- Zrezygnowany lekarz przepuścił mnie i odszedł w przeciwnym kierunku.
Wróciłam do pokoju i udałam się do łazienki.
Zdjęłam przesiąknięte dymem ubrania i weszłam pod prysznic.
Nałożyłam na ciało żel pod prysznic o zapachu mango. Spłukałam powstałą pianę i owinęłam się puszystym
ręcznikiem. Po powrocie do pokoju przebrałam się w moją ulubioną piżamę i
szybko wskoczyłam pod kołdrę. Po jakiś 10 minutach pogrążyłam się w głębokim
śnie. Chyba byłam bardziej zmęczona niż mi się wydawało.
~*~
- Amy – powiedziała Meredith szturchając mnie lekko w ramię.
-Ludzie dajcie mi spać- Odpowiedziałam półprzytomnie.
-Musisz wstać wziąć leki.
-Czy to konieczne? – Zapytałam z lekkim gniewem w głosie.
-Nie marudź tylko wstawaj – Krzyknęła będąc za drzwiami.
Leniwie wyszłam z łóżka i udałam się do łazienki. Ubrałam
się, zrobiłam lekki makijaż i związałam włosy w wysoką kitkę. Wróciłam do
pokoju, wzięłam leki, które wcześniej naszykowała mi Meredith i położyłam się z
powrotem na łóżko.
-Dzień dobry – Powiedział radośnie doktor, Woods wychylając
się zza drzwi.
-Dla, kogo dobry, dla tego dobry – Odpowiedziałam nie
zwracając na niego najmniejszej uwagi.
-Dla ciebie na pewno, mam twoje wyniki
- I jak? – Zapytałam podnosząc się do pozycji siedzącej.
-Wszystko w porządku, będziesz musiała jeszcze trochę
odpoczywać i pod żadnym pozorem NIE palić- Zaakcentował końcówkę zdania –
Dzisiaj już możesz przyjść do mnie po wypis.
-Tak będę odpoczywała i nie będę paliła – mówiłam z ironią w
głosie. – Dziękuje, na pewno przyjdę.
Woods pożegnał się ze mną i wyszedł, w drzwiach minął się z
moim bratem Dylanem. Zauważając go od razu do niego pobiegłam i rzuciłam się mu
w ramiona.
-No proszę, ktoś tu mnie przerósł. Ostatnio jak cię
widziałam byłeś głowę niższy ode mnie.
-Rok robi swoje – powiedział ze smutkiem – Strasznie za tobą
tęskniłem.
-Ja za tobą też, cieszę się, że tu jesteś.
Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nie było mnie tylko
dwanaście miesięcy, ale z tego, co Dylan mi opowiadał w domu zmieniło się
bardzo dużo po moim wyjeździe. Rodzice ponoć ciągle się kłócili i obwiniali.
Nie mogli pogodzić się z tym, że odeszłam.
Kto by pomyślał, że
będą się tak przejmować?
Młody długo mnie namawiał, żebym wróciła, ale przecież teraz
mam inne życie. Inne sprawy do załatwienia. Nie mogę tak po prostu tego
wszystkiego zostawić i udawać, że wszystko jest jak dawniej. Mam cel i muszę go
zrealizować.
Po długiej i dosyć zaskakującej rozmowie z Dylanem, poszłam
go odprowadzić. Pożegnałam się z nim i wróciłam do środka. Po drodze poszłam do
gabinetu mojego doktorka po wypis. Mijałam wszystkie sale patrząc przez szyby
do wnętrza. Nagle w jednej z sal zobaczyłam go. Tego samego chłopaka, który był
u mnie wczoraj. Tego samego, przez którego zmarnowałam pół cholernego dnia na rozmyślanie,
kim jest. Nie wiem, dlaczego, ale spanikowałam i szybkim krokiem udałam się do
gabinetu Woodsa.
*Justin*
Następnego ranka wstałem z ogromnym bólem głowy.
Tak to jest jak się
pije z Ryanem..
Zszedłem na dół i jednym duszkiem wypiłem całą butelkę wody.
Cholerny kac..
Przydałoby się później zadzwonić do Ryana i zapytać, co wczoraj
właściwie się stało.
Spojrzałem na zegarek i przekląłem w myślach. Jest
czternasta a ja rano miałem jechać do mamy.
Cholera
Pobiegłem szybko na górę ignorując ból głowy. Wziąłem szybki
prysznic i ubrałem się w przypadkowe ciuchy, które wypadły na mnie z szafy.
No tak, miałem to
posprzątać jak wrócę. Upss.
Chwyciłem klucze, które dziwnym trafem znalazły się w moim
bucie i wyszedłem z domu. Wsiadłem do samochodu i odjechałem z piskiem opon. Po
niecałym kwadransie byłem już pod szpitalem. Tym razem bez problemu odnalazłem
odpowiednia salę.
To by było chore się
zgubić. Znowu.
- Gdzieś ty tyle był? Miałeś być rano.- Powiedziała mama,
kiedy wszedłem zdyszany do sali.
-Ee..Korki były i wiesz..Tak jakoś wyszło..-Wymyśliłem
szybko wymówkę, szkoda tylko, że taką samą jak ostatnio.
-Taak?- Zapytała niedowierzając.- O tej godzinie?
-Oj dobra, boże zaspałem.- Zaśmiała się.
-Znów piłeś?
-Niee, ale tak na przyszłość. Ile czasu hoduje się takie
kwiatki jak ma przed domem pani Butler?
-No ona miała naprawdę cudowne te piwonie, więc domyślam
się, że długo. Czemu pytasz? – Spytała z lekkim uśmiechem.- Zdecydowałeś się
zostać ogrodnikiem? – Nie wytrzymała i wybuchła śmiechem.
Kiedy tak słuchałem jak moja mama ma ze mnie bekę,
zauważyłem Amy przyglądającą się nam z korytarza. Szybko wyszedłem, ale kiedy
rozglądałem się zobaczyłem jedynie pustkę. Wróciłem do sali i postanowiłem zmienić
temat, bo mama ciągle się ze mnie śmiała.
~*~
Pożegnałem się i wyszedłem kierując się do wyjścia.
Zagapiłem się w ekran telefonu i nie zauważyłem nawet jak na kogoś wpadłem.
-Przepraszam, nie zauwa.. A to ty – Osoba, na którą wpadłem
nie był nikt inny jak Amy.
-A spodziewałeś się kogoś innego?– Zapytała z ironią.
-Gdzie byłaś wcześniej? – Zapytałem, nie odpowiadając na jej
wcześniejsze pytanie.
-Po wypis.
-Już wychodzisz?
-Tak, dzisiaj – Odpowiedziała z radością.
Nie dziwie się, na jej
miejscu też bym się cieszył, ale jest jeden problem. Kiedy ją znowu zobaczę?..
-Skoro wyjdziesz,
to jak będę się z tobą kontaktować?
-A chcesz się ze mną kontaktować? – Udała zdziwienie.
-To takie dziwne?. Jasne, że chcę.
Podałem jej telefon, żeby wpisała swój numer.
-Okej już – Oddała mi telefon.- Jak mam cię zapisać?
-No Justin – odpowiedziałem nie wiedząc, o co chodzi.
-Justin…?
-Bieber. Justin Bieber.
*Amy*
Bieber skądś znam to nazwisko.Zaraz
zaraz
-Już wiem – Krzyknęłam.
-Ale, co wiesz? – Zapytał Justin ze zmieszaną miną.
-Nie nic. Muszę lecieć. Do zobaczenia – Rzuciłam szybko i
poszłam w stronę pokoju.
Wiedziałam, że skądś
go znam..
______________________________________________________
No wreszcie 2 rozdział, trochę się nad nim namęczyłyśmy. Mamy nadzieję, że się spodoba. Jeżeli macie jakieś pytania piszcie do nas na asku. Linki do nich znajdziecie w zakładce kontakt. Teraz bierzemy się za zwiastun, a tymczasem do następnego ;)
No wreszcie 2 rozdział, trochę się nad nim namęczyłyśmy. Mamy nadzieję, że się spodoba. Jeżeli macie jakieś pytania piszcie do nas na asku. Linki do nich znajdziecie w zakładce kontakt. Teraz bierzemy się za zwiastun, a tymczasem do następnego ;)
1 komentarz:
fajny! :D
Prześlij komentarz